Recenzja filmu

300: Początek imperium (2014)
Noam Murro
Sullivan Stapleton
Eva Green

Imperium wciąż atakuje

"300: Początek imperium" wchodzi na ekrany kin w ciekawym momencie. Trwa kryzys w Europie Wschodniej, w której wojska Rosji panoszą się na terenie Ukrainy. Oto ogromne imperium atakuje słabszego
"300: Początek imperium" wchodzi na ekrany kin w ciekawym momencie. Trwa kryzys w Europie Wschodniej, w której wojska Rosji panoszą się na terenie Ukrainy. Oto ogromne imperium atakuje słabszego i podzielonego wewnętrznie sąsiada. Ta bardzo trafna, choć niezamierzona analogia przywodzi na myśl symbolikę polskiej premiery "Czasu Apokalipsy" w okresie stanu wojennego.



Starożytna Grecja, rok 480 p.n.e. W czasie gdy 300 Spartan pod wodzą Leonidasa odpiera ataki armii Kserksesa (Rodrigo Santoro) w Termopilach, ateńska flota Temistoklesa (Sullivan Stapleton) walczy na froncie morskim z armadą, łaknącej zemsty na Grekach, Artemizji (Eva Green). 

Film Noama Murro jest kalką "300Zacka Snydera. Zmieniły się jedynie detale. Leonidasa zastąpił Temistokles, Kserksesa – Artemizja. Pole walki przeniesiono z kamiennych Gorących Wrót na spienione wody Morza Egejskiego i Salaminy. Z kolei rolę narratora opowieści z rąk Diliosa (David Wenham) przejęła królowa Gorgo (Lena Headey). Cała reszta to już znany schemat z "jedynki", czytaj: krwawe jatki z hektolitrami krwi i odciętymi kończynami przerywane scenami kameralnymi o górnolotnych dialogach. Ponownie pojawia się nawet wątek relacji żołnierza z synem oraz próba przeciągnięcia greckiego męża na stronę Persów. Wszystko spowite w stonowanych odcieniach brązu i błękitu.

Wizualnie i technicznie "Początek imperium" to prawdziwa perełka. Imponująco wypadły przede wszystkim sekwencje walk i morskich potyczek z udziałem okrętów. Gorzej ma się warstwa fabularna, która pozostała niedopracowana, a na początku dość chaotyczna. Tej epickiej historii brak właściwego zakończenia. Epilogu na miarę bitwy pod Platejami z "300". Obraz Murro nie ma również energii i testosteronu, który cechował dzieło Snydera. Winą obarczyć można za to zarówno komiksowy oryginał, jak i odtwórcę głównej roli. Stapleton nie ma ani charyzmy, ani nawet muskulatury Gerarda Butlera. Trudno uwierzyć, że jego Temistokles to geniusz taktyki bitewnej i mąż stanu zdolny porwać tłumy i przerazić perskie imperium. Zgoła inaczej rzecz ma się z Artemizją. Eva Green bawi się swoją rolą. Jest demoniczna, seksowna i władcza. To do niej należą najlepsze sceny i "one-linery" produkcji. Za taką przywódczynię można walczyć, za taką można ginąć. Równie dobrze, choć nie tak efektownie jak Green, wypada Lena Headey jako wdowa po Leonidasie. Reszta, czyli obsada męska, robi za tło. Charakteru nie przydaje im góra mięśni i stos trupów na koncie. To paradoks. Wszak seria "300" to kino adresowane głównie do mężczyzn i o nich traktująca.



Nie oszukujmy się. "Początek imperium" jest filmem gorszym od swojego głośnego poprzednika. Nie oznacza to, że obraz jest zły. Prequel, sequel i jednocześnie interquel "300" to pozycja doskonale spełniająca swoje zadanie – wyłączenie szarych komórek. Daje rozrywkę, cieszy oko, w niewielkim stopniu uczy historii. 

PS. Murro raz po raz puszcza oko do miłośników części pierwszej. Nie zabrakło kultowego "This is Sparta" czy garbusa Efialtesa. Warto również przyjrzeć się Persowi, który uczy fechtunku młodą Artemizję.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kreska Franka Millera sukcesywnie przesuwa się po świadomości zarówno czytelników jego komiksów, jak i... czytaj więcej
"300: Początek imperium" to sequel "300" z 2006 roku, który nie jest do końca sequelem, i adaptacja... czytaj więcej
W przypadku sequeli hollywoodzka zasada mówi: więcej, szybciej, bardziej. Nie inaczej jest w przypadku... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones